Z czterdziestką na horyzoncie, Łukasz zobaczył w lustrze kogoś, kogo trudno było rozpoznać. Mimo stabilnej kariery i rodziny, jego dawna sprawność zniknęła. Lekarze polecali „zwolnienie tempa”, choć wyniki były „teoretycznie w normie”. Dziś, po terapii TRT, znów czuje „ogień i siłę, jakby miał 20 lat” – bez półśrodków i kompromisów.
Mam 37 lat. Od zawsze byłem facetem, który żyje na pełnych obrotach. Sport, adrenalina, wyzwania – to było moje naturalne środowisko. Z czasem jednak życie postawiło przede mną inne priorytety: kariera, rodzina, zabezpieczenie przyszłości. Chciałem stworzyć coś trwałego, osiągnąć punkt, w którym mógłbym spojrzeć w lustro i powiedzieć: „Zrobiłeś to.” I udało się.
Kiedy w końcu osiągnąłem stabilizację, pojawiło się pytanie: „Co dalej?” Przyszedł moment, by znów skupić się na sobie – odzyskać formę i pokazać dzieciom, co naprawdę znaczy samodyscyplina, ciężka praca i rozwój. Nie poprzez puste słowa czy wspominanie starych czasów, ale przez realne działania. Ale już od dawna czułem, że coś jest nie tak. Codzienne obowiązki, praca i bieżące sprawy spychały mnie na sam koniec listy priorytetów. Zawsze było coś ważniejszego do zrobienia.
Aż w końcu spojrzałem w lustro i zobaczyłem kogoś, kogo trudno było mi rozpoznać. Sylwetka, która kiedyś była moją wizytówką, zniknęła. Stres, bezsenne noce – wszystko to odcisnęło swoje piętno. Wtedy zrozumiałem, że to nie jest mój koniec.
To był moment, w którym postanowiłem coś zmienić. Lekarze mówili o zwolnieniu tempa, ograniczeniu stresu, odpuszczeniu.
Wyniki? Teoretycznie w normie, ale co z tego? Próbowałem – spacerowałem, ćwiczyłem, trzymałem się diety. Mimo to efekty były dalekie od oczekiwań. Czułem, że to za mało. Wiedziałem, że mam w sobie jeszcze potencjał, którego nie mogę zmarnować.
Podjąłem decyzję – koniec z gadaniem, czas działać. Zdecydowałem się na konsultację i rozpoczęcie terapii TRT. Nie wiem, jak to jest zaczynać od zera przed czterdziestką, bo nigdy nie musiałem. Moja historia to nie opowieść o budowaniu od nowa, ale o powrocie do formy, o ponownym postawieniu siebie na pierwszym miejscu.
Proces był długi i wymagający – konsultacje, badania, wyznaczanie kierunku, dostosowywanie dawek, analiza wyników. Wszystko musiało być dopracowane do perfekcji, bez miejsca na półśrodki.
Efekty? Żadnych skutków ubocznych. Co więcej, poznałem swoje ciało na nowo. Nie musiałem czuć się jak superbohater – wystarczyło, że wszystko działało tak, jak powinno. Dla mnie przeciętność to nie opcja – jeśli coś można zrobić lepiej, robię to lepiej. To było jak wrzucenie drugiego biegu podczas sprintu. Mam 37 lat, ale znów czuję ten ogień i siłę, jakbym miał 20.
Kreatywność? Na najwyższym poziomie.
Energia? Pełna moc. Wreszcie śpię tak, jak powinienem, a każdy dzień to szansa, by dać z siebie 100%.
TRT? To nie była zwykła decyzja – to był krok, który pozwolił mi odzyskać kontrolę nad swoim życiem. Teraz znowu jestem w grze: skoncentrowany, gotowy i głodny wyzwań. Życie to nie sprint – to maraton dla tych, którzy wiedzą, że nigdy nie można odpuszczać.